farinelli ostatni kastrat cały film
Viden, nyheder og værktøjer for film- og spilbranchen. Viden om publikum; DFI-Bogen; Spildatabasen; Støtte. Indgang til Filminstituttets støtteordninger. Søg
France. 7 December 1994. Belgium. 14 December 1994. (Brussels) USA. January 1995. (Palm Springs International Film Festival) Canada.
Shop FARINELLI, DER KASTRAT - MOVIE [DVD] [1994] online at best prices at desertcart - the best international shopping platform in Morocco. FREE Delivery Across Morocco. EASY Returns & Exchange.
Anielski głos i delikatna uroda wprawiały kobiety w ekstazę. Szalały, gdy ciskał w publikę jedwabną chusteczką, którą ocierał pot. Potem chciały go uwieść. Nie miał nic przeciw zalotom, niestety - w decydującym momencie jego brat, Riccardo, kompozytor pozbawiony talentu, musiał doprowadzać dzieło do końca. Sławny, bogaty
Farinelli, Gemälde von Jacopo Amigoni, um 1752. Farinelli setzte sich mit seinem Vermögen in Bologna zur Ruhe und verbrachte den Rest seiner Tage mit seinen Erinnerungen. In seinem Besitz befanden sich mindestens ein Cembalo und ein Pianoforte, die ihm Königin Maria Barbara nach ihrem Tode vermacht hatte.
nonton fated to love you sub indo dramaqu. Opowiedziałem Wam już do jakiej rodziny trafiłem i z jakimi wariatami przyszło mi żyć. Mame, bardzo kochana i szalona, Tate, oaza spokoju i bezpiecznik Mame, który z racji uprawianego zawodu stanowi według Mame inny gatunek. Powiem Wam w tajemnicy….. A właściwie nie muszę w tajemnicy, bo Mame nie kryje się ze swoją teorią, że mąż informatyk to kara boska za poprzednie wcielenia i Mame kompletnie nie rozumie, dlaczego to ją spotkało, zapewne w poprzednim wcieleniu była nudnym mężczyzną. Ale dla mnie nie ma to znaczenia. Ważne jest, że pomimo tego, że kłócą się jak szaleni i nie ma dnia, żeby nie poszukiwali w morderczych celach aort adwersarza, to całą naszą trójkę kochają nad życie i w opiece nad nami są bardzo zgodni i pełni wzajemnego zrozumienia. Ostatnio, a trochę czasu już upłynęło, opowiadałem Wam o najpiękniejszym moim dniu, Dniu Kota. Od tego czasu wydarzyło się wiele rzeczy. Tak dużo, że sam nie wiem, o czym by tu opowiedzieć, więc skupię się na dwóch, bardzo ważnych. Pierwsza stała się zupełnie niespodziewanie, któregoś wieczoru, zwykłego, jak inne mu podobne, poczułem, że coś się stało z moją przednią łapką, że nie mogę jej normalnie postawić i trochę sztywna mi się wydała. Nie leciałem z tym od razu do Mame, pomyślałem sobie, że może to wina moich szalonych skoków i do rana mi przejdzie. Nic bardziej mylnego! Kiedy wstałem rano, druga przednia łapka również wydała mi się zepsuta, a do tego wszystkiego głowa też odmówiła posłuszeństwa i za nic nie chciała się podnieść. Bardzo źle to wyglądało i nie miałem wyjścia, musiałem się tak Mame pokazać. Kawa i Maksio doskonale wiedzieli, że nie jest ze mną najlepiej i wspierali mnie na wszelkie sposoby. Maksio co chwilę mył mnie po głowie, a Kawa sprawdzała mi pod ogonem, jak mnie wyleczyć i nawet na mnie nie syczała. To wielkie poświęcenie z jej strony, bo, wstyd mi to przyznać, ale nie byłem dla niej zbyt dobry i przysporzyłem jej wielu stresów. Ale moja kochana siostrzyczka była bardzo wyrozumiała i wybaczyła mi moje warcholstwo. -Tate, -powiedziała o poranku Mame, – Ty zobacz, czy nie wydaje Ci się, że Kubuś jakoś dziwnie chodzi? Taki napięty, wygląda jak skrzyżowanie amstaffa z pitbullem, zobacz, on ma coś z głową. – Może go przewiało? – zastanowił się głośno i na własną zgubę, Tate. – W całym domu okna pootwierane, może od przeciągu? – Nie,-warknęła Mame, – Przeciąg to przez Twój mózg chyba przeleciał i resztki pomyślunku Ci wywiał. Jaki przeciąg, czy Ty naprawdę ze wszystkich absurdalnych i idiotycznych hipotez musisz wybrać tę najbardziej bezsensowną, jaka Ci przyjdzie do głowy? – jak zwykle w ułamku sekundy wściekła się Mame. – Popatrz na niego, zobacz jak nim zarzuca, to też przeciąg? Na Kasprowym do diabła jest, czy w normalnym domu? – zrzędziła, pełna niepokoju o mnie i wkurzenia na teorie spiskowe Tate. – Nie widzisz, nie wiesz, nie wymyślaj głupot, -stwierdziła. – Jedziemy z nim dzisiaj do lekarza, – dodała. – Niczego nie wymyślam, – gulgotał w tym czasie pod nosem Tate, – mogło go przewiać, ale nie, ona znowu wie lepiej. – Oczywiście, że wiem lepiej, – usłyszał nagle za plecami, – A jak nie chcesz, żebym coś usłyszała, to nie gulgocz pod nosem, tylko milcz , -odezwała się Mame. – Wychodzimy wcześniej z pracy i lecimy do weta, a teraz przytrzymaj go przez chwilę i puść jak Ci powiem, film dla weta muszę nagrać, żeby sam zobaczył co się dzieje. Poznałem już wcześniej mojego lekarza, Pana Macieja i wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy, a na pewno zrobi wszystko, żeby mi pomóc. Przestraszył nas jednak bardzo, kiedy po oglądnięciu moich paralitycznych ruchów stwierdził, że on tu nic nie poradzi, że tu trzeba neurologa. Polecił nam bardzo dobrego i mimo szczerych chęci nie był w stanie nic dla mnie zrobić. Mame, jak to Mame, od razu zabrała się za dzwonienie i umawianie wizyty. Udało się to bardzo szybko i znowu zapakowali mnie do kociej lektyki i pojechaliśmy na wizytę. Nowy doktor wysłuchał, zbadał, oglądnął filmik i kazał zrobić rezonans. Mame ciemność oczy zasnuła, ale jeszcze była dzielna i zaklepali z Tate najbliższy termin. Słabo im się zrobiło, kiedy usłyszeli o kosztach, ale Mame miała od Was takie wsparcie, tak wiele dowodów Waszej miłości do mnie, że zdecydowała się poprosić Was o pomoc. To co się stało, to w jaki sposób zareagowaliście, to był cud, za który będę Wam do końca życia wdzięczny. Mame mi się przyznała, że była to dla niej cenna lekcja. Powiedziała, że potrafi pomagać i pomaga innym w potrzebie, ale, co dla niej było nowym i krępującym wbrew pozorom odczuciem, można też o tę pomoc poprosić i co ważniejsze, otrzymać ją. Mame zrozumiała, że kiedy jest się w potrzebie i ma się szczere intencje, to ludzie to zrozumieją i pomogą. Wystarczy poprosić. Tylko tyle i czasem aż tyle….. Wynik rezonansu zaskoczył wszystkich. Ostatecznie, dziura w głowie i spowodowana nią częściowa martwica mózgu, to nie jest codzienna przypadłość i nie każdego może spotkać. Kiedy wszyscy mówią Ci, że jesteś wyjątkowym kotem, to w pewnej chwili zaczynasz w to wierzyć. Ale nawet ja nie przypuszczałem, że moja wyjątkowość objawi się w ten właśnie sposób. Najważniejsze, że stało się wiadome, co mi dolega. Dostałem lekarstwa, po których amstaff i pitbull odeszli w niepamięć, oraz dalsze zalecenia, po czym pan doktor stwierdził, że Mame i Tate mogą się na tę chwilę cieszyć zdrowym, acz dziurawym kotem. Cały dom odetchnął z ulgą. Brałem dzielnie lekarstwa, rosłem jak na drożdżach i, co bardzo smuciło Mame, robiłem się coraz bardziej zaborczy, a nawet czasami agresywny dla mojego rodzeństwa. Wiedziałem, że wszystkim sprawiam tym przykrość, ale niejasno czułem, że coś się ze mną dzieje. Emocje szalały we mnie, krew mi się burzyła i potrzeba pokazania , że to mój dom i moje terytorium, była silniejsza od innych odczuć. No, może z wyjątkiem głodku, który, jak to mówi Mame, mógł śmiało konkurować z rekinim. Niestety, co ją również martwiło, nie znaczyłem terenu. Mame w nękaniu mojego doktora ma wielką wprawę i po kolejnym telefonie do niego, słyszałem jak mówiła do Tate, że przez tę moją dziurę i martwicę, może okazać się, że nie będę znaczył terenu, ale będzie wzrastała moja agresja. Potem dodała coś jeszcze, ale tak cicho, że nic nie było słychać, za to wyczułem, że coś się kroi. Po pierwsze, nie spodobało mi się, że na następny dzień rano nie dostałem nic do jedzenia. Kompletnie nic! W brzuszku tak mi burczało, że z powodzeniem mógłbym zatrudnić się w przemyśle filmowym jako odgłosy burzy gigant. Ponieważ była to sobota, nie zdziwiłem się, że Mame i Tate nie poszli do pracy. Zaniepokoiło mnie, że znowu widzę różową lektykę, a oni mają bardzo podejrzliwe miny i bynajmniej nie są skierowane w stronę mojego rodzeństwa. Niestety nie zdążyłem się nigdzie schować, a wypadki tego dnia potoczyły się wyjątkowo szybko. Tate złapał mnie i zapakował do lektyki, Mame porwała kluczyki do auta i nim się obejrzałem, znalazłem się po raz kolejny u mojego lekarza. Nic nie powiedzieli, jakby byli wcześniej umówieni, Pan Maciej stwierdził tylko, żeby po mnie przyjechać przed drugą, po czym wyciągnął mnie z lektyki i zrobił zastrzyk. Kiedy się ocknąłem, Mame i Tate już na mnie czekali, pośmiali się trochę (jakby było z czego), że jestem już przytomny, acz konkursowo naćpany i zabrali mnie do domu, jak gdyby nigdy nic. W domu zastałem coś na kształt uczty. Pięknie zastawiony stół, dużo masełka i mięska i to wszystko sprawiało wrażenie, jakby czekało specjalnie na mnie. Mame przygotowała dla mnie talerzyk i powiedziała, że do tego posiłku będziemy oglądać film. Nie interesował mnie zbytnio, ale Mame była przejęta i poprosiła, żebym usiadł i posłuchał. Powiedziała, że jest to film o życiu bardzo wyjątkowego człowieka, który, wbrew pewnemu ubytkowi w swoim ciele, potrafił dokonać wielu wzniosłych rzeczy w swoim życiu i przyniósł radość wielu ludziom, oraz zyskał ich zachwyt. Stwierdziła, żebym się nie przejmował tym, co mnie dzisiaj spotkało, bo, patrząc na bohatera tego filmu, mogę wziąć z niego przykład i również dokonać wielu wspaniałych czynów, i nie wolno mi myśleć o sobie, jako o wybrakowanym czy ułomnym kocie. Nie do końca wiedziałem o co jej chodzi, ale chciałem być miły i uprzejmie spytałem, o kim będzie ten film. – To o wielkim śpiewaku operowym, Kubusiu- odpowiedziała Mame, a film nosi tytuł „Farinelli, ostatni kastrat” Cdn… Wasz Kubuś smartcapture smartcapture smartcapture
Rodzina kastruje młodego Carlo, aby zachować jego unikatowy głos. Wkrótce wyrasta on na wielkiego artystę.
Podczas inauguracji zagra oczywiście Orkiestra „Klassik Modern” Karkonoskiej Filharmonii Kameralnej. Orkiestra – spełnienie marzeń jednego człowieka. Romana Samostrokova – wiolonczelisty, aranżera i kompozytora, który wokół tego projektu skupił innych muzyków, wraz z ich ambicjami, zadeklarowaną chęcią współpracy i współtworzenia czegoś nowego, nie bacząc na niewiadome przed nimi. Zaowocowało to powołaniem orkiestry. A ryzyko niepowodzenia całego przedsięwzięcia było duże. Wszak mieli grać muzykę klasyczną, a to materia niełatwa w odbiorze i raczej mniej popularna niż np. disco polo. A jednak – udało powstała w 2005 roku. Repertuar wykonywany przez nią jest bardzo zróżnicowany – obejmuje zarówno perły muzyki klasycznej różnych form i stylów, począwszy od baroku aż po muzykę współczesną, jak i największe hity muzyki popularnej oraz filmowej, w autorskich aranżacjach Romana Samostrokova.– Z jednej strony to było spełnienie marzenia, bo ja od zawsze lubiłem granie w zespole większym niż trio czy kwartet, ale nie w takim dużym, jak orkiestra symfoniczna – mówi Roman Samostrokov. – Jak jestem poza strefą komfortu, to dla mnie jest ciekawiej. Cały czas chciałem coś robić, więc jak przyjechałem w 2004 roku do Jeleniej Góry ze Lwowa, zacząłem o tym myśleć. Przy dużej orkiestrze symfonicznej można utworzyć zespół mniejszy, który jest też bardziej mobilny – mniej ludzi to, na przykład, mniej samochodów do przemieszczania się na koncerty w terenie. I poprzez to rozwijamy też kulturę muzyczną w tych miasteczkach, w których nie ma możliwości prezentowania wielkich koncertów symfonicznych i nikt specjalnie o tym nie myśli. Wiadomo – im większa instytucja, tym jest bardziej nieruchawa. Dla tej orkiestry dużo repertuaru stworzyłem sam, ponieważ tak naprawdę aranżacji na taki skład jest niewiele i nie zawsze one są dobre jakościowo. Mamy w zespole sympatycznych ludzi, lubimy się ze sobą spotykać. – deklaruje upływem lat „Klassik Modern” poszerzyła swój repertuar: zaczęto przygotowywać koncerty dla dzieci, np. z muzyką z filmów Disneya i innych. Opracowany jest także repertuar dla mniejszego składu – tria lub kwartetu. Takie koncerty cieszą się dużym powodzeniem w małych miejscowościach. Artyści stali się rozpoznawalni także dzięki subskrybcjom na nie ma stałego źródła finansowania. Trzeba na każdy koncert poszukiwać sponsorów, pisać projekty. Postanowiono więc, że należy utworzyć stowarzyszenie. I ono powstało, w 2013 roku, z inicjatywy piętnastu muzyków Orkiestry Kameralnej „Klassik Modern”. Otrzymało nazwę „Stowarzyszenie Muzyczno-Wydawnicze „Klassik Modern” – jest organizacją pozarządową, a jego główne cele to, między innymi, propagowanie muzyki z różnych epok i stylów, umuzykalnianie dzieci i młodzieży, promocja i wyszukiwanie młodych talentów, wspieranie edukacji muzycznej dzieci, pomoc w pozyskiwaniu instrumentów. Prezesem stowarzyszenia jest Maciej stowarzyszenia została zainaugurowana koncertem charytatywnym na rzecz młodej uczennicy Szkoły Muzycznej, którą zaopiekowało się ono po tragedii rodzinnej, która ją spotkała. Dzięki pomocy, jaką otrzymała (między innymi pozyskano dla niej instrument – wiolonczelę, a Roman Samostrokov prowadził z nią dodatkowe ćwiczenia), zdała egzaminy do Akademii Muzycznej w Katowicach. Ukończyła ją i dwa lata temu została przyjęta do Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze. Gra tu do dzisiaj. W 2014 roku, dzięki nawiązaniu współpracy z artystami muzykami w Pradze, stowarzyszenie objęło patronatem oraz przeprowadziło rekrutację uczestników ze strony polskiej do udziału w X Mistrzowskich Międzynarodowych Warsztatach Wykonawstwa Muzyki Klasycznej „Summer Prague Academy” w Pradze. Na przełomie 2018 i 2019 roku stowarzyszenie rozpoczęło realizację drugiego projektu koncertowego, dofinansowanego ze środków zewnętrznych. Projekt obejmował 10 koncertów zrealizowanych w mniejszych miejscowościach Dolnego Śląska: Lubaniu, Złotoryi, Bolkowie, Lwówku Śląskim oraz Zawidowie. W jego ramach zrealizowano dwa programy koncertowe, a w ramach działań edukacyjnych – powołano Edukacyjne Centrum Artystyczne im. Stefana Strahla w Jeleniej Górze, które zaprasza dzieci i młodzież do udziału w programach umuzykalniających w zakresie śpiewu operowego, śpiewu estradowego i nauki gry na instrumentach. Proponowane są także zajęcia teatralne i plastyczne. Wszystkie zajęcia prowadzone są pod kontrolą wykwalifikowanej kadry specjalistów.– Mamy szereg programów muzycznych. Od kiedy tutaj mieszkam, stworzyłem ok. 1000 aranżacji, np. „Muzyka Ennio Morricone”, „Muzyka the Beatles” (aranżacje w stylu barokowym), muzyka filmowa. Podczas każdego koncertu wykonujemy od 14 do 18 utworów, zależnie od czasu trwania. Poznaliśmy upodobania publiczności i sporo przez te lata wypracowaliśmy. – mówi tej pracy i lat doświadczeń jest pomysł na stworzenie Karkonoskiej Filharmonii Kameralnej – projekt ten bazuje na doświadczeniach orkiestry „Klassik Modern” i Stowarzyszenia Muzyczno-Wydawniczego „Klassik Modern”. Mimo że Roman Samostrokov i muzycy z nim współpracujący mają duże doświadczenie w funkcjonowaniu poza instytucjonalnym obiegiem, to jednak nie są wolni od wątpliwości, czy ten plan zostanie uwieńczony sukcesem. Pozyskali sponsora – Związek Gmin Karkonoskich. Ustalono zasady współpracy – ZGK będzie pomagać w opracowywaniu projektów i udostępniać swoją salę na próby. Mają szerokie plany artystyczne i liczy od 16 do 20 osób. Składy zmieniają się w zależności od programu. W razie potrzeby skład jest poszerzany lub zmniejszany. Najmniejszy to 13 osób. Przez ostatnie trzy lata muzycy częściej występowali poza Jelenią inauguracja działalności Karkonoskiej Filharmonii Kameralnej nastąpi podczas uroczystego koncertu inauguracyjnego, który odbędzie się 1 lipca w Auli I Liceum Ogólnokształcącego w Jeleniej Anna Patrys, która tym koncertem świętuje 20-lecie pracy artystycznej– Pani dyrektor liceum, Jolanta Paszowska, bardzo przychylnie odniosła się do pomysłu zorganizowania koncertu w pięknej auli „Żeroma”. Ta sala ma jedną z najlepszych akustyk w Jeleniej Górze. Ja tam grałem i wiem, że jest to miejsce odpowiednie na tego typu występy – mówi Roman Samostrokov. W programie koncertu znajdą się między innymi kompozycje z filmu „Farinelli, ostatni kastrat” w reżyserii Gerarda Corbiau, z 1994 roku. Farinelli, dysponujący trzyipółoktawową skalą głosu, był prawdopodobnie jednym z najwybitniejszych śpiewaków operowych swojej epoki. W filmie jego głos odtworzono, łącząc cyfrowo głosy kontratenora Dereka Lee Ragina i polskiej sopranistki Ewy Małas-Godlewskiej. W Jeleniej Górze arie Farinellego zaśpiewa Anna Patrys.– Z tym programem wystąpiliśmy już 7 lat temu w Kościele Garnizonowym. Wtedy kościół wypełniono do ostatniego miejsca. Mamy też wspaniałą solistkę o unikatowym głosie – to jest sopran dramatyczny o rozpiętości trzech oktaw – powiedział Roman niedawna wszystkimi sprawami orkiestry zajmował się sam. Ale ostatnio część obowiązków organizacyjnych przejęła żona, Vitalina Samostrokov, bo trudno jest połączyć kwestie organizacyjne, pisanie projektów czy prowadzenie rozmów z pracą artystyczną, komponowaniem, próbami. Ale muzyk znalazł czas na swoją nową pasję – fotografię i video, a efektem tych zainteresowań jest jego autorski kanał na Karkonoska Filharmonia Kameralna ma szansę spełnić niezaprzeczalnie pozytywną rolę w krzewieniu kultury muzycznej w regionie, bowiem organizacyjnie i artystycznie jest przygotowana, by docierać ze swoim programem do małych miast i miasteczek. Umiejętne, staranne łączenie lekkich, popularnych kompozycji z perłami muzyki klasycznej oraz doświadczenie edukacyjne muzyków może wpłynąć na podniesienie nie tylko stopnia umuzykalnienia dzieci i młodzieży, ale i poziomu kultury muzycznej, szeroko rozumianej. No i będzie jeszcze muzyka, a ona, jak powiedział Jimmy Page, uznawany za jednego z najwybitniejszych gitarzystów wszech czasów: „To najlepszy język do poruszenia serc ludzi na całym świecie.”Urszula Liksztet
W poprzednich dwóch częściach podjęłam próbę opisania historii kastracji, jej wpływu na ciało i umysł oraz stosunku społeczeństwa do trzebieńców. Pora powiedzieć sobie o owych karierach, do których kastracja bywała przepustką. Dzięki swoim niesamowitym głosom oraz pisanym dla siebie utworom (które były komponowane w taki sposób, by wyolbrzymić atuty i zamaskować niedociągnięcia danego śpiewaka), kastraci potrafili swoim śpiewem zawładnąć sercami, umysłami i sakiewkami słuchaczy. Lekcja na dziś: Jak śpiewem złagodzić obyczaje i wstrzymać toczone boje. Pierwszym odnotowanym trzebieńcem, który odniósł prawdziwy międzynarodowy sukces był Baldassare Ferri i bez kozery możemy powiedzieć, że rozpoczął on swoją karierę... w Polsce. Jego ścieżka ku sławie rozpoczęła się dość banalnie – początkowo występował w chórze kościelnym, potem wysłano go na dalsze nauki do Rzymu, a następnie do Neapolu. Stamtąd został sprowadzony w 1625 r. do Polski przez późniejszego króla Władysława IV Wazę i służył na dworze królewskim przez następne 30 lat. Występy Balcerka (bo takie swojsko brzmiące przezwisko otrzymał Ferri w Polsce) wzbudzały wielki zachwyt u słuchaczy. Podziwiano zarówno brzmienie jego głosu, jak i umiejętności wokalne – nadzwyczajną długość oddechu, wibrację i intonację. W „Historia Musica” G. A. Bontempiego widnieje informacja, iż bezproblemowo był w stanie "zaśpiewać gamę chromatyczną ze wszystkimi półtonami przez dwie oktawy, dodając jeszcze, bez zaczerpnięcia oddechu, do każdego tonu tryl”. Niewiele to przeciętnemu człowiekowi mówi, ale robi wrażenie. To NIE jest Baldassare Ferri. Powyższy osobnik jest po prostu łatwo dostępny. Nikt nie wrzucał fotek Ferriego do neta i teraz nie można nic znaleźć. Takie czasy. Sława Balcerka przekroczyła granice Polski. Do legendy urosła jego wizyta w Sztokholmie w 1654 r., z powodu której, aby umożliwić śpiewakowi bezpieczną podróż, wstrzymano walki toczące się wówczas na terenie Litwy. W 1655 r. Ferri trafił na dwór wiedeński, gdzie pozostał do końca swojej kariery. Jego występom towarzyszyły niezmiennie podziw i uwielbienie. Koncertował również na innych scenach europejskich – zachowała się informacja o jego wizycie w Londynie. Ferri swoją karierę zakończył w 1675 lub 1680 r. i powrócił do Włoch. Cesarz Leopold I, w dowód swojego uwielbienia dla jego talentu, przyznał mu dożywotnią rentę, a w swojej sypialni umieścił portret śpiewaka z podpisem „Baldassare Ferri, Rei Dei Musici”. Po powrocie Ferri osiadł w rodzinnej Perugii i tam zmarł 18 listopada 1680 r. Panteon wybitnych rzezańców jest dość długi: Carestini, Caffarelli, Senesino, Porporino i wielu innych. Jednak zdecydowanie najlepszym przykładem oszałamiającej kariery kastrata jest historia najbardziej znanego z nich, po dziś dzień uznawanego za najwybitniejszego śpiewaka operowego wszech czasów - Farinellego. Niektórzy z Was prawdopodobnie znają film "Farinelli, ostatni kastrat". Polskie tłumaczenie tytułu jest trochę nietrafione, bo w oryginale brzmi on po prostu "Farinelli il castrato", a sam bohater, mimo że jego kariera przypadła na zmierzch epoki śpiewu eunuszego (który paradoksalnie zbiegł się z okresem największych sukcesów kastratów), wcale ostatnim kastratem nie był. Sam film też traktuje tę postać w dość mocno odbiegający od rzeczywistości sposób, ale niewątpliwie ma dwie zalety. Pierwszą jest ciekawa muzyka, która powstała w wyniku komputerowego połączenia głosów sopranistki Ewy Małas-Godlewskiej i kontratenora Dereka Lee Ragina. Oczywiście tak banalny zabieg nie może w pełni oddać brzmienia głosu kastrata (mnie osobiście dziwi, że do udziału w filmie nie zaproszono Radu Mariana, o którym wspomniałam w poprzedniej części), ale efekt jest przyjemny dla ucha. Album ze ścieżką dźwiękową z filmu uzyskał status Złotej Płyty, a aria "Lascia Ch'io Pianga" trafiła na pierwsze miejsce francuskiej listy przebojów. Drugą zaletą filmu jest to, że wkurzył on znawcę tematu, Patricka Barbiera, w wyniku czego powstała książka "Farinelli. Prawdziwa historia genialnego kastrata". Autor bazował na dostępnej literaturze oraz materiałach źródłowych, w tym na testamencie Farinellego oraz zachowanej korespondencji. Z lektury wyłania się obraz człowieka niepozbawionego słabostek, ale nade wszystko wrażliwego, samotnego, skłonnego do melancholii i głodnego przyjaźni, a jednocześnie inteligentnego, świadomego swojej wartości i pogodzonego ze swym losem. Trudno nie poczuć do niego sympatii. Nawet jeśli uświadomimy sobie, że czasem przebierał się w babskie ciuszki. Farinelli, jako nie tylko najwybitniejszy kastrat, ale także najwspanialszy śpiewak wszech czasów, zasługuje na osobny tekst i to jemu będą poświęcone kolejne aż dwie części tej serii. Należy jednak pamiętać, że los rzezańców nie zawsze był tak wspaniały. Jak już wspomniałam na początku pierwszej części, według obecnych szacunków tylko około 10% trzebieńców był w stanie utrzymywać się ze śpiewu, a jedynie 1% robił wielką karierę. A mówi się nawet o czterech tysiącach wyrzezanych chłopców rocznie w samej tylko ojczyźnie kastratów – Włoszech. Często zdarzało się, że efekt finalny nie był tym, czego chciałyby słuchać tłumy, a kastracji nie dało się cofnąć. W takich przypadkach rzezańców szkolono zwykle w grze na jakimś instrumencie, powierzano im mało intratne posady nauczycieli (niekoniecznie muzyki) lub zatrudniano jako kościelnych. Zdarzało się też, że zostawali zakonnikami lub księżmi. Los takich mężczyzn był wyjątkowo ciężki, gdyż pozbawieni atutu w postaci oszałamiającego głosu, zwykle byli „obdarowani” wszystkimi skutkami ubocznymi kastracji, przez co szczególnie byli narażeni na kpiny i szyderstwa. Cierpienia kastratów znajdowały też niekiedy wyraz w wykonywanych przez nich utworach. Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo poruszały one serca wrażliwej publiki. Tę część zakończę właśnie taką arią, „Lamento del castrato", wykonaną przez znanego już Wam Radu Mariana. Miłego słuchania. poprzednim odcinku
farinelli ostatni kastrat cały film